Podczas ostatnich tygodni zrealizowałem dwie kontrole poselskie, jedną w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Warszawie i drugą w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku w Wydziale Państwowego Ratownictwa Medycznego. Co one ukazały? Pokazały zły, momentami wręcz katastrofalny stan obsad załóg pogotowia ratunkowego, czyli tzw. zespołów ratownictwa medycznego. Zwróciłem się także do ministra Niedzielskiego o podanie precyzyjnej wyceny godziny lotu śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
W tych najdramatyczniejszych dniach września i października tego roku, kiedy brakowało obsad karetek w Białymstoku, Gdyni, Poznaniu czy Warszawie, to załogi Lotniczego Pogotowia Ratowniczego były wysyłane zamiast ambulansów. Po prostu tych karetek nie było. A te śmigłowce były wysyłane do centrów miast, a nie do wypadków, które zdarzyły się 20 czy 30 kilometrów od tych miast.
Cóż w tej odpowiedzi czytamy? Godzina lotu śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego kosztuje 8900 zł, a doba służby to 42 288 zł. Co to oznacza? Że każde wysłanie śmigłowca zamiast karetki, kosztuje do dwa dni służby zwykłej karetki.
Jeżeli tylko jednego dnia w Warszawie załoga LPR została zadysponowana aż 9 razy, to ten koszt odpowiada 20 dniom służby jednej załogo pogotowia ratunkowego. Naszego państwa nie stać na takie luksusy, dlatego zwracam się do Ministra Zdrowia, aby podjął rzeczowe i konkretne rozmowy z pracownikami systemu ratownictwa medycznego.
Należy też pamiętać, że tych śmigłowców mamy mało, w Warszawie jest ich zaledwie dwa, w Gdańsku jeden, a zabezpieczenie medyczne w tym mieście powinno zapewniać 14 karetek. A dokładanie 5 października na ulice Gdańska nie wyjechało 9 z 14 karetek. Proszę sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby wydarzyła się jakaś masowa katastrofa czy wypadek autobusowy.
Marek Rutka, poseł