Wraz Krzysztofem Śmiszkiem przyjechaliśmy dziś do Brodnicy, a konkretnie do siedziby komercyjnej firmy Samindruk, której minister Sasin zlecił drukowanie pakietów wyborczych.
Zgodnie z ustawą o wykonywaniu ustawy o mandacie posła i senatora, każdy parlamentarzysta ma prawo udać się do urzędu czy przedsiębiorstwa i poprosić o wyjaśnienia nurtujących go kwestii. Dotyczy to także firm prywatnych, które otrzymują zamówienia od państwowych podmiotów. Tak jest w tym przypadku. W imieniu Polek i Polaków chcieliśmy zapytać o:
- dane zleceniodawcy
- datę złożenia zlecenia
- przedmiot zlecenia
- koszt brutto
- termin wykonania zlecenia
- specyfikację produktu
- liczbę zamówionych sztuk wydruku
- wymiary i gramaturę produktu
- technikę druku
- charakterystykę wzoru graficznego
- termin płatności i jego formę
- sposób pakowania produktu
- miejsce odbioru
- kto miał dostęp do dokumentów
- jaką drogą dotarł plik do wydruku
- jak wyglądała kontrola drukowanych kart
NIE ZOSTALIŚMY WPUSZCZENI DO ŚRODKA. NIKT DO NAS NIE WYSZEDŁ. WŁADZE FIRMY NIE ULEGŁY TAKŻE PO TYM, GDY NA MIEJSCE PRZYJECHAŁA POLICJA I POUCZYŁA ICH, ŻE – JAKO POSŁOWIE NA SEJM RP - DZIAŁAMY ZGODNIE Z PRAWEM.
Siedziba brodnickiej firmy jest niczym twierdza. Drukuje karty wyborcze, ale nie chce powiedzieć jak, za ile i na czyje zlecenie to robi. Zamiast odpowiedzi na kilka prostych pytań dostaliśmy tajemnice i sekrety, a także jawne łamanie prawa, a także panikę i strach, że coś się wyda. A boi się tylko ten, kto ma coś do ukrycia. Dowiemy się co ukrywa firma Samindruk i minister Jacek Sasin. Dowiemy się i wszyscy winni poniosą konsekwencje.
Obowiązkiem posła opozycji jest pytać. Próbowaliśmy to dziś zrobić i będziemy próbować dalej.
Joanna Scheuring-Wielgus, posłanka